piątek, 30 stycznia 2015

Przepych, futra, dekolty!

Hiszpanka (Polska 2015) - reż. Łukasz Barczyk

Kamera kręci się, pochyla, lata pod sufit. Biel razi, rozmywa się, a soczewka pęcznieje. Dialogi słychać wyraźnie i nawet scenografia nie jest z tektury. Łypię na ekran okiem niedowierzającym, bo widzącym poziom zachodni na polskim ekranie! Przepych, futra, dekolty! Dwie szczypty patriotyzmu, byśmy nie zapomnieli skąd jesteśmy, bo Polska to krwista plama poświęcenia na białej koszuli honoru, ale i truskawki ze śmietaną. Miłość kochanków nieskalana uratuje powstanie, patriotyzm zwalczy chciwość. Wystarczą chęci i oczywiście nieco wkładu finansowego.

Na zdj. wspaniała Patrycja Ziółkowska i Jakub Gierszał

Hiszpanka jest jak podróż nad morze. Nie przekraczamy granicy, a powietrze świeże uderza nam w płuca, zachód słońca jakby ładniejszy, a gotowana kukurydza lepsza, niż domowa. Ale tam wszystko jest droższe i jeśli nie chcesz, człowieku, jeść ciągle kanapek z pasztetem i z twarogiem to musisz sporo wyłożyć. Wszystko ma swoją cenę, filmy mają swoje budżety. Jeśli nie chcemy wciąż produkować chłamu, trzeba zainwestować.

Wróćmy od nieudanych metafor do filmu. Cóż to było za widowisko! Polscy operatorzy podbijają świat filmowy już od dawna, ale tak innowacyjnej koncepcji wizualnej dawno nie widziałem. Każde ujęcie było na opak, każda scena inaczej niż zwykle. Nie na siłę, ale kreatywnie. Pod prąd, ale nie ostentacyjnie. Dobór obiektywów potęguje ciepłe uczucie snu na jawie. Teatralność scen i oświetlenia tworzy uczucie kameralności, choć nie brakuje tu ujęć głębokich. Surrealizm unosi się w powietrzu, odbijając od jednego zwierciadła, do drugiego. Reżyser wespół z operatorką, Kariną Kleszczewską, mieli dużo wyobraźni i ciekawą wizję. Wystarczy rzucić okiem na kadry z filmu.

Jakkolwiek zdjęcia mnie urzekły, to nie mogę tego samego powiedzieć o fabule. Zgubiłem się zwyczajnie i w połowie rozpaczliwie szukałem punktu zaczepienia. Chyba nie tylko ja się zgubiłem, ale i reżyser, bo ładu nie ma tu na poziomie scenariusza, nie recepcji. Panuje chaos w prowadzeniu wątków, jest za dużo niedopowiedzeń. Jedne sceny są za krótkie, inne niepotrzebnie się przeciągają. Bogactwo ekspresji niestety nie nadrobi merytorycznych dziur. Nie zrekompensują go również piękne aktorki i przystojni aktorzy, prężący się do bólu.

Na osobną uwagę zasługuje również nic innego jak dźwięk. Dialogi było słychać! Niemieckie kwestie, wypowiadane m.in. przez Crispina Glovera, wyczytać można było z ruchu warg, ale reszta mówiła z równą niechętną starannością. To, zaiste, wielkie odrodzenie polskiego dźwiękowca. Czy potrzeba było 24 milionów polskich złotych na profesjonalistę z dobrym mikrofonem? Tak czy inaczej, cieszę się, że oglądanie polskiego filmu w końcu nie było jak czytanie obcojęzycznej książki, ze słabą znajomością języka.

Film jest utrzymany w nietypowym nastroju, gdzie dramat powstaniowy krzyżuje się ze steampunkowym kryminałem. Wbrew pozorom, to nie mieszanka wybuchowa. Szala, co prawda, przechyla się na niekorzyść wątków historycznych, ale właśnie z tego powodu mogę pisać o bryzach morskich i świeżości. Oba motywy równoprawnie działają na całość ekscentrycznej wizji romantycznej Polski. Efekty specjalne żyją w symbiozie z mglistą i błyszczącą otoczką salonów. Całość wygląda jak kawałek tortu śmietankowego na twoim talerzu, z wisienką w postaci zakończenia.

Uwielbiam tę równowagę między przepychem i surrealizmem, a patriotyczną wzniosłością. Wystawność scenografii i kostiumów naprawdę robi wrażenie. To i soczewkowo rozmyte ujęcia przywodzą mi na myśl polskie kino kostiumowe lat 70. i 80., kiedy było mało obaw, a dużo beztroskiej zabawy. Chcę tego więcej! Dystansu do własnej historii, szacunku do swojej kinematografii. Więcej surrealu, a mniej bolesnego, blokowego realizmu. Bawmy się w kinie, martwmy przy telewizji. Dajmy upust wyobraźni, pobłaznujmy nieco, bawmy się formą! Niech to zmęczone społeczeństwo nauczy się dystansu do samych siebie. Niech zacznie się uśmiechać i chodzić do kina dla rozrywki, aby obejrzeć kawałek świata absolutnie niebywałego.


(I oczywiście dopracowujmy scenariusze, bo surrealizm nie oznacza zamętu.)

2 komentarze:

  1. Mam wielką ochotę zobaczyć ten film. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej jak się nie spodoba, cała złość przeleje sie na mnie :)

      Usuń