poniedziałek, 27 lipca 2015

Wielka obrona Matrixa | cz. 2/2

Pierwsza część tekstu tutaj.

8. Nowe kino


Matrix to nowe kino dla młodych ludzi. To kino pokolenia Y bez dwóch zdań. Pełnoprawny kandydat na klasyka naszej generacji i powinniśmy być z tego dumni. Kiedyś będziemy mogli powiedzieć, że za naszych czasów to było kino! Epickie w czystej postaci, zapierające dech w piersiach i pionierskie w każdym calu. Matrix już teraz widnieje na pierwszym miejscu rankingu Filmweba i piątym miejscu rankingu IMDB. W moim osobistym rankingu przegrywa tylko z Odyseją kosmiczną, a nieskromnie przyznam, że sci-fi się naoglądałem. Wykorzystuje wszystkie cechy gatunku, jak między innymi efekty specjalne i wizje futurystyczne, podnosząc przy tym poprzeczkę o kilka pięter. Żaden film od tej pory nie dokonał takiego poruszenia na scenie filmowej i nie podjął tematu konspiracyjno-fatalistycznego osiągając podobny sukces czy nawet zachwycając zwykle bezlitosną krytykę. Był pierwszy i wciąż jest najlepszy. Już się w historii zapisał. Już jest za późno, czy tego chcesz czy nie.

Może trudno w to uwierzyć, ale pierwsza część ma już 16 lat. Za dwa lata może legalnie spożywać alkohol. A efekty specjalne wciąż robią wrażenie, akcja nadal zdumiewa, film niezmiennie spoczywa na piedestale. Zachowuje aktualność mimo mijających dekad.

9. Animatrix


Animatrix to animowane wariacje na temat Matrixa, jak sugeruje nazwa. Jest to przedłużenie uniwersum, przedłużenie zajebistości, w dziewięciu odcinkach. Jeden opowiada o genezie programu i historii przed matrixem, inny o historii statku, który ostrzegł o mobilizacji maszyn na ofensywę przeciw ludziom, kolejny o historii Kida, młodocianego bohatera bitwy o Syjon. Wszystkie opisują fragment świata przedstawionego w trylogii. Cztery z nich wyreżyserowane są przez duet spokrewnionych ze sobą twórców, reszta została oddana w ręce  reżyserów z całego świata. Każda jest w innym stylu, posiada inną koncepcję i styl animacji, ale co je spaja to dostrzeżony geniusz historii Wachowskich. To fan-fiction w oficjalnej Warnerowej animacji. Prawdziwa gratka dla entuzjastów trylogii i hołd dla reżyserów.

Animacje są brudne, cyberpunkowe, więc nawiązują do prawdziwego Anime (japońskie bajki dla dorosłych, w skrócie), które wcześniej zainspirowały Wachowskich do napisania scenariusza. Jakie wspaniałe koło adoracji. W pozytywnym sensie, ma się rozumieć. Tutaj, trzeba przyznać, ignorujące grawitację bijatyki wyglądają autentyczniej, co jedynie utwierdza w przekonaniu jak świetną robotę zrobili Wachowscy przenosząc je na barki prawdziwych aktorów i speców od efektów. To spełnione marzenie nerdów na całym świecie.

10. Trylogia


Mimo, że cały czas odnoszę się do trylogii to i tak poświęcę jej osobny paragraf w kontrofensywie na spodziewany zarzut idealizowania jedynie pierwszej części. Jakkolwiek bym chciał, aby było inaczej, to nawet wewnątrz trylogii są trzy osobne filmy. Są wyodrębnionymi dziełami i tylko pewne elementy spajają je w całość. Są ściśle związane fabularnie, to oczywiste. Stoją natomiast w pewnej dysproporcji. Mianowicie dwie kolejne części kręcone były wspólnie i dopiero w montażowni rozdzielono je na dwa filmy. Nie udałoby się opowiedzieć tak rozległej historii w jednym filmie. Dlatego opinia krytyczna lubi rozdzielać je na opozycje, arcydzieła i sensacyjnej kontynuacji. Nic bardziej błędnego. Wspominałem już, że Matrix to od początku była trylogia, a kolejne dwie części stanowią nic, jak tylko naturalną kolej rzeczy. Bylibyście usatysfakcjonowani po wprowadzeniu w uniwersum Matrixa, by po pokonaniu jednego, zaledwie, agenta i zapowiedzi wyzwolenia całej ludzkości Neo po prostu odleciał sobie w niebo i na tym byłby koniec? Ja wiem, że nie. Poza tym historia, aż prosi się o kontynuację. Tyle mowy o wybrańcu, o przepowiedni, o ostatnim ludzkim mieście pod ziemią, żeby nawet nie otrzeć się o temat?

Nie czarujmy się, mawia Peja, więc nie będziemy się czarować. Choć pierwsza część jest faktycznie najlepsza, to przy poziomie jaki wyznaczyła druga i trzecia wciąż pozostają niedoścignione. Sceny walk są jeszcze efektowniejsze i bardziej pomysłowe. Jest również 10-minutowa scena pościgu, która zawiera przepiękne Ducati 996. Na jej potrzeby zbudowano ponad dwukilometrowy odcinek autostrady! A całość oczywiście kończy się wielką eksplozją i tryumfem tych dobrych. I to jest niesamowite w Matrixie - przemawia do części intelektualnej i prymitywnej. Każdy ma przynajmniej tą drugą.  

Zresztą pierwsza część wydaje się być prologiem, jeśli spojrzymy na zakończenie trylogii. Neo nie mógł zdobyć całej tej siły, po to, by jej nie użyć. Wojna przenosi się do świata prawdziwego i nagle nasz superbohater zdzierany jest z nadprzyrodzonych zdolności manipulacji prawami fizyki. Główny czarny charakter wyrywa się spod zwierzchnictwa i wnika do prawdziwego świata. Grupa Nabuchodonozora jest osią wydarzeń w wielkiej bitwie o Syjon, podczas gdy wybraniec pertraktuje pokój z maszynami. Trzeba przyznać, że nie brzmi to jak fabuła kolejnego odsmażonego kotleta. To jest piękny dramat sci-fi z moralnymi rozterkami i próbą rozgryzienia zagadnienia człowieczeństwa, po raz setny powtórzę!

11. Mózg w naczyniu


Filozoficzna koncepcja sceptycyzmu autorstwa Hilarego Putnama, nie wykluczająca interpretacji otaczającego nas świata za wytwór [szalonego] naukowca, który umieścił nasz mózg w naczyniu i poddał go działaniu symulacji. Skąd mamy wiedzieć czy nie jesteśmy mózgiem w naczyniu? Czy samo myślenie o tym jest wskazówką o syntetyczności klawiatury, po której właśnie stukam? A wszystkie osoby, do których adresuje ten tekst są jedynie sfabrykowanym bodźcem?

Wachowscy wykorzystali tę zatrważającą koncepcję w najlepszy sposób z możliwych, czyli w thrillerze fikcji naukowej. I rozważają. "Ignorance is bliss", mówi Cypher w pewnym momencie, żałując, że nie wybrał niebieskiej pigułki. Może lepiej nie znać prawdy? Co, jeśli Neo nie wyzwala, a więzi w rzeczywistości wbrew woli? Agent Smith w ostatniej scenie pyta: "Why, Mr. Anderson, why do you do this, why get up, why keep fighting?", sugerując później, że życie ludzkie jest znaczenia, bez wyraźnego celu. Odpowiedź brzmi: "Because I choose to". Ponieważ taka jest jego wola. Wachowscy wybierają czerwoną pigułkę i pokazują nam walkę o wolność i autonomię. Wybór między pigułkami w rękach Morfeusza, należącego do ludzkiego ruchu oporu, to symbol. Każdy powinien być postawiony przed wyborem. Wybór to świadomość, a świadomość to wolność. Film traktuje o sytuacji bez wyboru, o stawianiu przed faktem dokonanym. O niewoli. O mózgu w naczyniu, o świecie zaprojektowanym do uciemiężania.

12. Podróż bohatera


Pamiętacie, jak mówiłem o przemyślanej konstrukcji? Matrix spełnia wszystkiego wymogi archetypu bohatera, autorstwa Josepha Campbella. W skrócie. To humanista, badający m.in. religie i mitologie. Zauważył w nich dwanaście etapów podróży bohatera, które jednak rzadko spełniane są w całości. Matrix spełnia je wszystkie. Co to oznacza dla filmu? Widoczne wzorowanie się na konstrukcji mitologii oznacza podążanie ich zamysłem i sposobem dociekania. Mity starają się wyjaśnić zasadność ludzkiego bytu. To samo przeprowadzają Wachowscy m.in. w licznych dialogach z Neo z Agentem Smithem czy z Architektem. Matrix to nowoczesny mit, a on nie potrzebuje twardego realizmu tylko niezliczonych metafor i symboli nawiązujących do całości ludzkości. Proste.

Zresztą podobne ciągotki widać również w kolejnych produkcjach Wachowskich, a w szczególności a Atlasie chmur. Wyczuwalny nastrój kryzysu egzystencjalnego może mieć również pewien związek z chęcią zmiany płci jednego z reżyserów podczas kręcenia trylogii, ale w tę stronę nie pójdę, bo nie chcę spekulować o czymś, na czym się nie znam.

13. Obsada




"Po warunkach" określa się obsadę, która pasuje do swojej roli jak ulał. Spójrzmy raz jeszcze na tę mordkę. Czy on nie pasuje idealnie do roli siermięgi-komputerowca wyciągniętego ze strefy komfortu, aby walczyć o ludzkość? Pasuje idealnie.  Oczywiście kostiumy robią swoje, ale tych mechanicznych ruchów głowy i dziwnego stylu biegania nie da sie podrobić. Szepcze swoje kwestie i powieka mu nie drgnie w reakcji na największy komplement czy obelgę. Idealny materiał na wybrańca. Podobnie jest z Trinity. Nie wiem czy uśmiecha się choć raz przez całą trylogię, a sylwetkę ma, słowo daję, jak z żelaza. Najwięcej charakteru jednak nadaje jej dziwnie pociągająca żyła na czole. Morfeusz posiada coś z ojca-opiekuna, ciepło, ale i ostrą dyscyplinę. Wiarę we własne ideały ma wypisane na twarzy. A Cypher to łotr na pierwszy rzut oka. Brawa za casting, ktoś miał nosa.

14. Monica Bellucci



Argument ostatni, ale nie najmniej ważny. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie powyżej. I ten francuski akcent!



Hm... Hm... A zatem dlaczego Matrix wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego, gdy oglądamy heroiczne, brawurowe wyczyny Neo, wzbiera w nas poryw? Dlatego, panowie, że Matrix wielkim filmem był! Wielkim filmem! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego oglądamy? Bo był wielkim filmem. Wielkim filmem był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze do głowy.
~Witold 'Majkel' Gombrowicz

środa, 22 lipca 2015

Wielka obrona Matrixa | cz. 1/2

Zupełnie nie rozumiem dlaczego, ale pewnego pięknego melanżu powstała nagonka na mnie i mój gust filmowy. Rozchodziło się ocenę jednego konkretnego filmu. Zostałem zmuszony do tłumaczenia się ze swojej sympatii do Matrixa, a już "w ogóle całej trylogii". Biedny ja. Zbyłem agresorów, ale jak się okazało - chwilowo. "Czekamy" - zostało rzucone złowieszczo w próbie publicznego zaszczucia. Beka została ze mnie kręcona, a rękawiczka rzucona. Przyjmuję ją godnie, bo jest to wyzwanie proste jak bułka z masłem. Nie czułem nigdy potrzeby tłumaczenia się ze swoich gustów. Ale Matrix broni się sam, jeśli zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Uznałem więc, że to znakomita okazja, aby nie tylko zamknąć jadaczki moim koleżkom, ale i przybliżyć wszystkim hejterom dlaczego Matrix wielkim filmem jest. Podaję ku temu irytująco nieokrągłą liczbę czternastu sążnistych argumentów, a wyżej wspomnianych gagatków zachęcam do polemiki.


1. "Matriks"


Piętno, które wywarł ten film na postrzeganie efektownych bijatyk, ma tak na imię. Młode pokolenie, czyli moje, nie wie o czym jest film, czy w ogóle był o czymś, ale bieganie po ścianie i zawisanie w powietrzu kojarzy znakomicie. Nazywa to "matriksem". Niech będzie i tak, wyróżnienie na miarę przyzwyczajonego do płaskich akcyjniaków, niewyczuwającego zupełnie drugiego dna, przeciętnego odbiorcy. Smuci mnie to, ale docenić akcję trzeba, bo sceny walki są pierwszej klasy. Przepis na sukces Wachowskich, to zatrudnienie mistrza wschodnich sztuk walki - Yuen Woo-Ping. Wszyscy aktorzy przeszli gruntowny trening, kości chrobotały, karki się nadwyrężały, ale obsada była zadowolona. I jaki jest efekt? Nie ma odwracania głowy od kamery. Jak Keanu kopnie, wiem, że to był Keanu, a nie kaskader z jego fryzurą. W arcydziele nie ma kompromisów, a kompromisem są kaskaderzy na uprzężach. Plaga filmów naśladujących Matrixa wpadła w tę pułapkę. 


2. Lateks


Będąc zaprojektowana jako wyraźnie odróżniająca się od szarego i ponurego Syjonu zielona rzeczywistość, potrzebowała wyraźnej barykady. Jest nią przede wszystkim otoczenie, czyli miejska dżungla, pełna budek telefonicznych. O to nie trudno, skoro część fabuły z akcją realną odbywa się pod ziemią. Drugi element to skórzane płaszcze, ciemne okulary i lateks. Skoro już bohaterowie posiadają znajomość wszystkich sztuk walki i obsługę maszyn militarnych w jednym paluszku, niech ubierają się adekwatnie wyróżniająco. Między tłumem umysłów wciąż podłączonych, a ekipą Nabuchodonozora jest wyraźna rozbieżność, dzięki temu reżyserzy nie muszą nam tłumaczyć kto jest z kim i przeciwko komu. Umiejętne posługiwanie się sztuczkami innym, niż dźwięk i filtr, które kochają filmy amerykańskie, to zawsze plus. Zresztą, tego typu ubiór stał się ikoną nie tylko filmu, ale i całego pokolenia. Symbolem walki z systemem, buntu przeciwko ignorancji i niewiedzy. A Kukiz wciąż w bluzie z kapturem.

Mimo, że sama koncepcja brzmi jak strzał w kolano, to Wachowskim udało się ją przeprowadzić bez grożącej obrazowi groteski. Należy docenić wyczucie smaku jakim posługiwali się autorzy, ubierając swoich aktorów w lateks i każąc im robić przewroty w tył do podkładu dźwiękowego Prodigy i P.O.D., wciąż nie ośmieszając przebijającej między wersami powagi. Wszystko funkcjonuje w fantastycznej równowadze. Również dzięki grze aktorskiej, do czego jeszcze przejdę.


3. Dzieło życia

Rodzeństwo Larry (Lana) i Andy Wachowscy

Ciekawa jest historia powstania trylogii. Otóż Andy i wówczas Larry (obecnie Lana) napisali Matrixa. Przewidzieli tę historię na filmową długość trylogii i z gotowym scenopisem powędrowali do Warner Bros.'a. Tam powiedzieli, że mają swoje dzieło życia, gwarantowany sukces, ale potrzebują 200 milionów na pierwszą część. Dyrekcja nerwowo się zaśmiała. Skończyło się na tym, że Wachowscy na próbę mieli machnąć film, aby udowodnić swoje możliwości dla pewności, że dziewięciocyfrowa kwota nie trafi w błoto. Chłopaki więc machnęli ów film i nazywa się on Brudne pieniądze. Traktuje o dwóch lesbijkach (zwiastun późniejszej przemiany Lany) kradnących pieniądze okrutnym gangsterom i widać w nim wyraźne początki techniki, którą później wykorzystano w trylogii. Podobna muzyka, unosząca się kamera i wartkość akcji. I puf! Tak 3 lata później do kin wszedł Matrix. Fala świeżego powietrza w kinematografii, napływ nieznanej do tej pory atmosfery.

Składał się on z zespołu pomysłów, które Wachowskim po głowach chodziły od dawna. Duża ilość oglądanych anime, fikcji naukowych, filmów walki i przeczytanej filozofii wystarczy, aby samemu napisać niesamowity scenariusz. Mieli na to wiele lat, więc jest on doszlifowany jak diament. Nie posiada żadnych wewnętrznych konfliktów, żadnych niedociągnięć, a wszystkie wydarzenia mają pełną argumentację mimo, że w dwóch godzinach filmów stawia się fundamenty niesamowicie oryginalnego uniwersum. Fundamenty osobnego świata, działającego na własnych, zupełnie odmiennych zasadach.

To nie scenariusz filmowego rzemieślnika, tylko arcydzieło zapaleńca.


4. Autentyczność i nowoczesność


Dlaczego jednak, wracając do poprzedniego wątku, nastało takie poruszenie wśród młodzieży? Dlaczego tak niepozorny akcyjniak, w którym ludzie w czarnych okularach biegają po ścianach, narobił takiego rabanu? Ponieważ był ich blisko. Dotyczył sieci komputerowej, a nie oklepanej sztucznej inteligencji czy obślizgłych kreatur z odległej przestrzeni kosmicznej. W roku 1999 minęła prawie dekada, od kiedy Internet nabrał komercyjnego rozpędu. Zamieszkał w każdym amerykańskim domu. Pokazał swe możliwości i przeraził swoimi zagrożeniami. Zagościł się na dobre, a my zgodziliśmy się bezrefleksyjnie na jego dobrodziejstwa. A co jeśli jesteś obserwowany przez nieznanych agentów? Każdy twój ruch monitorowany? Mogą zrobić nalot w twojej pracy, a przez samą działalność w sieci mają wystarczająco paragrafów, żeby posadzić cię na sto lat. Jesteś obserwowany i wykorzystywany. To realne zagrożenia, o nieładnym określeniu teorii spiskowej, o których młodzież chciała słuchać. A Matrix był pierwszy. Nikt wcześniej na taką skalę nie wyłożył problemu inwigilacji w języku młodzieży, czyli filmie sci-fi. Widzisz, bijatyki i lateks to tylko opakowanie.

Pomimo 16 lat karku, film jest wciąż aktualny, a ta tematyka wraca w kolejnych produkcjach Wachowskich. To bardzo na czasie twórcy ze świeżymi pomysłami, nie ci zapatrzeni w archaiczny model obcego najeźdźcy i jednoczącej się ludności w walce z nieznanym, najczęściej jednak pochodzącym z kosmosu. Mamy dosyć, chcemy czegoś nowego. Wachowscy to zapewniają.


5. Symbolika

 
Morfeusz występuje tu w roli orędownika wolności, który nie tylko walczy z systemem wewnątrz matrixa, ale również odłącza co silniejsze umysły i przenosi je do podziemnego Syjonu, ostatniego ludzkiego miasta. Brzmi znajomo? Neo to oczywiście wybrany, który według przepowiedni uwolni gatunek ludzki z niewoli. Wielopoziomowa symbolika trwa w nieskończoność, a nawiązania do Biblii i historii powszechnej to tylko fragment.

Na innym poziomie, często mowa jest o ludziach uwikłanych w swoją karierę służbową, pogoń za pieniędzmi i sławą, ku satysfakcji ego i, w domyśle, nieświadomemu służeniu wyższemu złu, czyli prawdopodobnie w boksach korporacji (z której mr. Anderson się wyrwał) w jednakowo nudnych garniturach i krawatach - na podobieństwo osób uśpionych w macierzy, podpiętych szeregowo do snu łudząco przypominającego rzeczywistość, swoją ciepłotą zapewniając energię elektryczną nieznanej formacji. Ciemne okulary noszone przez każdego w Matrixie są symbolem nieobecności i tajemniczości. Ich tu nie ma, to cyfrowa wizualizacja ego, stworzona przez ich umysły na potrzeby programu. To również symbol władzy, dlatego w odróżnieniu od szarego tłumu zarówno oni, jak i agenci je noszą. Dlatego również gdy Agent Smith dostaje wpierdziel od Neo, ten jednym ciosem skopuje mu je z twarzy w symbolu detronizacji.

Przykładów mnożyć można w setki (symbolizm z chrześcijaństwa, symbolika imion i symbolika wizualno-ideologiczna - w sieci jest tego dużo więcej), ponieważ film jest nimi naszpikowany, więc nie będę poświęcał im więcej czasu. Tym właśnie charakteryzuje się arcydzieło - wielopoziomowością i niebezpośrednim językiem wyrazu. Morfeusz często nawiązuje do Alicji w krainie czarów, ponieważ nie wszystko jest takie, jakie jawi się na pierwszy rzut oka. Nie zastanawiałeś się kiedyś co jest po drugiej stronie lustra? Mirażu akcyjnej, lateksowej otoczki? Czy przypadkiem reżyserzy nie przemawiają do nas sensownie nieco bardziej hollywoodzkimi słowami?


6. Najlepszy monolog wszech czasów

Tak, dobrze usłyszeliście. Monolog, w którym Agent Smith dzieli się swoimi przemyśleniami na temat ludzkości. Dość trafne wnioski, jak na sztuczną inteligencję.




W razie, gdyby YouTube zdjął film z powodu praw autorskich, oto transkrypcja:
I'd like to share a revelation that I've had during my time here. It came to me when I tried to classify your species. I've realized that you are not actually mammals. Every mammal on this planet instinctively develops a natural equilibrium with the surrounding environment. But you humans do not. You move to an area and you multiply and multiply until every natural resource is consumed and the only way you can survive is to spread to another area. There is another organism on this planet that follows the same pattern. Do you know what it is? A virus. Human beings are a disease, a cancer of this planet. You are a plague. And we are... the cure.

W skrócie: próbując sklasyfikować ludzki gatunek, Smith uznał, że nie jesteśmy ssakami, które w ekosystemie współpracują z przyrodą, ale wirusem, ponieważ eksploatujemy fragment planety i rozmnażamy się na kolejny.

Pełna scena w filmie jest wypełniona równie ciekawymi spostrzeżeniami, ale ten minutowy fragment to wisienka na torcie bądź co bądź intelektualnej postaci Smitha. To koronny argument, dla którego ludzkości, według maszyn, nie należy się nawet cal ziemskiej przestrzeni. Zresztą wątek ten, do czego jeszcze przejdę, rozwinięty został w The Animatrix.

A więc Wachowscy rozwodzili się nie tylko nad przyziemnymi kwestiami, typowymi dla nurtu cyberpunkowego - grupka przeciw korporacji i hegemoni inwigilacyjnej, ale też sensem istnienia ludzkości i jej wątpliwej przyszłości. Dlatego właśnie ludzie zeszli pod ziemię i tam stworzyli ostatnią barykadę przeciw maszynom - ponieważ na nic innego nie zasługiwali. [SPOILER] Jak się dowiemy po obejrzeniu trylogii, wojna z maszynami zakończy się pokojem, którego trwałość od początku opatrzona komentarzem wypełnionym wątpliwością. Wachowscy nie tylko zadają pytania, ale i proponują odpowiedzi. Po raz kolejny - oznaka dzieła pełnego, czyli przemyślanego.


7. Nostalgia

Sztandarowy przykład przekłamanej recepcji w przypływie nostalgicznych wspomnień - Gwiezdne Wojny: Nowa Nadzieja (Stany Zjednoczone 1977) w reż. George'a Lucasa. Na zdj. Mark Hamill jako Luke Skywalker.

Głęboka, słodka nostalgia. Nie ukrywajmy, że cały hajp na nowe Gwiezdne Wojny pochodzi z tego przedziwnego uczucia. Stara trylogia to nic w porównaniu do Zemsty Sithów, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że Nowa Nadzieja i koniec. Bo oglądali z tatusiami w kinach "za dzieciaka" i koniec tematu (co złego to nie ja, jestem największym fanem wszystkich Gwiezdnych Wojen, ale nie oszukujmy się - stara trylogia nie była lepsza). Nie wiemy czemu, ale chcemy, pragniemy, nie możemy się oprzeć, by nie wrócić do tytułu. To wcale nie czyni go lepszym. Czyni go, kurwa, nietykalnym. Niech nikt słowa złego nie powie, bo do gardła skoczę - tak to mniej więcej wygląda. Przypomina to trochę obelgę w kierunku któregoś z rodziców. Niby nic strasznego, ale konflikt wkracza na inny poziom.

Odbiegłem trochę. Wystarczy, że tytuł zapracował na pozytywne wspomnienie dzieciństwa/dorastania/lepszych czasów, a już jawi jako atrakcyjniejszy. Nie zwracałeś wtedy uwagi na mankamenty, tylko tkwiłeś zahipnotyzowany, z jakiegoś powodu, przed ekranem. Wady znikają, zalety się wyolbrzymiają i śmiać ci się chce, jak ktoś powie, że Powrót do przeszłości jest tak naprawdę fatalnym filmem. Nie jest dla ciebie, więc nie jest w ogóle. A do Matrixa czuję ogromny sentyment.



Kolejne siedem niezwykle rzeczowych argumentów niebawem!

piątek, 17 lipca 2015

10 najlepszych scen mówionych w historii kina

Kadr z filmu Człowiek z blizną (Stany Zjednoczone 1983) w reż. Briana De Palma.

Czasami film pamiętamy dzięki roli głównego aktora, czasami dzięki ścieżce muzycznej. Zdarza się jednak, że jest ta jedna scena, ten jeden monolog, który w pamięci cytujemy na okrągło. Odbija się echem i nie opuszcza. Wracamy później do konkretnej sceny z filmu, by zobaczyć jeszcze raz popis aktora, dokładne słowa ze scenariusza. Oto mój wybór dziesięciu takich scen.


1. The Matrix (Stany Zjednoczone 1999, reż. Andy i Lana Wachowscy)

Najlepszy monolog w historii kina, bez dwóch zdań. Są to przemyślenia Agenta Smitha (Hugo Weavinga) nad ludzkim gatunkiem i ich klasyfikacją. Każde słowo złote, jeszcze lepszy popis aktora.
Zaczyna się od 1:50.




I'd like to share a revelation that I've had during my time here. It came to me when I tried to classify your species. I've realized that you are not actually mammals. Every mammal on this planet instinctively develops a natural equilibrium with the surrounding environment. But you humans do not. You move to an area and you multiply and multiply until every natural resource is consumed and the only way you can survive is to spread to another area. There is another organism on this planet that follows the same pattern. Do you know what it is? A virus. Human beings are a disease, a cancer of this planet. You are a plague. And we are... the cure.

2. Network (Stany Zjednoczone 1976, reż. Sidney Lumet)

Najbardziej otwierający oczy monolog wszech czasów. Gdyby tylko ktoś naliczył ile razy był on cytowany w filmach, książkach i artykułach! Niezwykła charyzma Petera Fincha.
Zaczyna się w 1:00.




I don't have to tell you things are bad. Everybody knows things are bad. It's a depression. Everybody's out of work or scared of losing their job. The dollar buys a nickel's worth. Banks are going bust. Shopkeepers keep a gun under the counter. Punks are running wild in the street and there's nobody anywhere who seems to know what to do, and there's no end to it. We know the air is unfit to breathe and our food is unfit to eat, and we sit watching our TVs while some local newscaster tells us that today we had fifteen homicides and sixty-three violent crimes, as if that's the way it's supposed to be.
We know things are bad — worse than bad. They're crazy. It's like everything everywhere is going crazy, so we don't go out anymore. We sit in the house, and slowly the world we are living in is getting smaller, and all we say is: 'Please, at least leave us alone in our living rooms. Let me have my toaster and my TV and my steel-belted radials and I won't say anything. Just leave us alone.'
Well, I'm not gonna leave you alone. I want you to get MAD! I don't want you to protest. I don't want you to riot — I don't want you to write to your congressman, because I wouldn't know what to tell you to write. I don't know what to do about the depression and the inflation and the Russians and the crime in the street. All I know is that first you've got to get mad. [shouting] You've got to say: 'I'm a human being, god-dammit! My life has value!' (...)


3. Człowiek z blizną (Stany Zjednoczone 1983, reż. Brian De Palma)

Naćpany Tony Montana (Al Pacino) żali się na żonę, ale szybko przeradza się to w tyradę całej klasy wyższej i opinii publicznej. Absolutny popis Ala, zresztą jeden z wielu w tym filmie.





What you lookin' at? You all a bunch of fuckin' assholes. You know why? You don't have the guts to be what you wanna be. You need people like me. You need people like me so you can point your fuckin' fingers and say, "That's the bad guy." So... what that make you? Good? You're not good. You just know how to hide, how to lie. Me, I don't have that problem. Me, I always tell the truth. Even when I lie. So say good night to the bad guy! Come on. The last time you gonna see a bad guy like this again, let me tell you. Come on. Make way for the bad guy. There's a bad guy comin' through! Better get outta his way!


4. Rocky Balboa (Stany Zjednoczone 2006, reż. Sylvester Stallone)

Każdy z filmów o Rockym posiada niezwykły potencjał motywacyjny. Jest kilka monologów, ale ten najbardziej chwyta za serce i pozostawia bez słowa. Sylvester po raz kolejny udowadnia swoją wartość nie tylko aktorską, ale i reżyserską.
Zaczyna się w 0:40.




Let me tell you something you already know. The world ain't all sunshine and rainbows. It's a very mean and nasty place, and I don't care how tough you are, it will beat you to your knees and keep you there permanently if you let it. You, me, or nobody is gonna hit as hard as life. But it ain't about how hard you hit. It's about how hard you can get hit and keep moving forward; how much you can take and keep moving forward. That's how winning is done! Now, if you know what you're worth, then go out and get what you're worth. But you gotta be willing to take the hits, and not pointing fingers saying you ain't where you wanna be because of him, or her, or anybody. Cowards do that and that ain't you. You're better than that! I'm always gonna love you, no matter what. No matter what happens. You're my son and you're my blood. You're the best thing in my life. But until you start believing in yourself, you ain't gonna have a life.


5. W pogoni za szczęściem (Stany Zjednoczone 2006, reż. Gabriele Muccino)

Bardzo smutna opowieść o historii od zera do bohatera, czyli jak ojciec z synem próbują osiągnąć godne życie. Wypowiedź krótka, ale przepiękna. Zresztą Will Smith ma smykałkę do krótkiego, lecz treściwego motywowania. Polecam pełny film, ale uprzedzam, że może rozłożyć nawet największego twardziela.
Zaczyna się od 1:00.




Don't ever let someone tell you you can't do something. Not even me. All right?


6. Adwokat diabła (Stany Zjednoczone 1997, reż. Teylor Hackford)

Film obrazoburczy i nonszalancki, a ten monolog jest jego kwintesencją. Wyciąga najgorsze brudy na temat człowieka stojącego u progu milenium. W stylu Wall Street, dziecino. Polecam film, chociażby dla sceny kulminacyjnej, gdy John Milton (Al Pacino) wyjawia prawdę na swój temat. 10/10, prawdziwe filmowe zjawisko.




Eddie Barzoon! Eddie Barzoon! Ha! I nursed him through two divorces, a cocaine rehab, and a pregnant receptionist. God's creature, right? God's special creature. I've warned him, Kevin. I've warned him every step of the way. Watching him bounce around like a fucking game. Like a wind-up toy. Like 250 pounds of self-serving greed on wheels. The next thousand years is right around the corner. Eddie Barzoon... take a good look, because he's the poster child for the next millennium. These people, it's no mystery where they come from.

You sharpen the human appetite to the point where it can split atoms with its desire. You build egos the size of cathedrals. Fiber-optically connect the world to every eager impulse. Grease even the dullest dreams with these dollar-green gold-plated fantasies until every human becomes an aspiring emperor, becomes his own god. Where can you go from there? As we're scrambling from one deal to the next, who's got his eye on the planet? As the air thickens, the water sours, even bees' honey takes on the metallic taste of radioactivity... and it just keeps coming, faster and faster. There's no chance to think, to prepare; it's buy futures, sell futures... when there is no future. We got a runaway train, boy. We got a billion Eddie Barzoons all jogging into the future. Every one of them is getting ready to fistfuck God's ex-planet, lick their fingers clean, as they reach out toward their pristine, cybernetic keyboards to tote up their fucking billable hours. And then it hits home. You got to pay your own way, Eddie. It's a little late in the game to buy out now. Your belly's too full, your dick is sore, your eyes are bloodshot and you're screaming for someone to help. But guess what — there's no one there! You're all alone, Eddie. You're God's special little creature. Maybe it's true. Maybe God threw the dice once too often. Maybe He let us all down.


7. Requiem dla snu (Stany Zjednoczone, reż. Darren Aronofsky)

Smutny jak cholera, ale prawdziwy bardziej. Nagrany i zmontowany metodami, które wyżymają umysł do sucha. Mało dialogów i monologów, ale ten to złoto - o samotności i potrzebie uwagi.





Harold, I'm gonna be on television.
(...) I'm somebody now, Harry. Everybody likes me. Soon, millions of people will see me and they'll all like me. I'll tell them about you, and your father, how good he was to us. Remember? It's a reason to get up in the morning. It's a reason to lose weight, to fit in the red dress. It's a reason to smile. It makes tomorrow all right. What have I got Harry, hm? Why should I even make the bed, or wash the dishes? I do them, but why should I? I'm alone. Your father's gone, you're gone. I got no one to care for. What have I got, Harry? I'm lonely. I'm old. Now when I get the sun, I smile.
(...) I like the way I feel. I like thinking about the red dress and the television and you and your father. Now when I get the sun, I smile.


8. Dyktator (Stany Zjednoczone 1940, reż. Charles Chaplin)

Pierwszy występ w filmie dźwiękowym i od razu genialny monolog. Przemowa wówczas ogromnie ważna, bo aktualna. Rok 1940 i Chaplin parodiuje Hitlera, po czym staje nieruchomo przed kamerą i przypomina ludziom czym jest miłość i współczucie, w tym niezwykle silnym przekazie. Długie, ale naprawdę warto.

  
I'm sorry, but I don't want to be an emperor. That's not my business. I don't want to rule or conquer anyone. I should like to help everyone, if possible, Jew, gentile, black man, white. We all want to help one another. Human beings are like that. We want to live by each other's happiness — not by each other's misery. We don't want to hate and despise one another.
In this world there is room for everyone. And the good earth is rich and can provide for everyone. The way of life can be free and beautiful, but we have lost the way. Greed has poisoned men's souls, has barricaded the world with hate, has goose-stepped us into misery and bloodshed. We have developed speed, but we have shut ourselves in. Machinery that gives abundance has left us in want. Our knowledge has made us cynical. Our cleverness, hard and unkind. We think too much and feel too little. More than machinery we need humanity. More than cleverness we need kindness and gentleness. Without these qualities, life will be violent and all will be lost.
The aeroplane and the radio have brought us closer together. The very nature of these inventions cries out for the goodness in men, cries out for universal brotherhood, for the unity of us all. Even now my voice is reaching millions throughout the world — millions of despairing men, women and little children — victims of a system that makes men torture and imprison innocent people. To those who can hear me, I say — do not despair. The misery that is now upon us is but the passing of greed — the bitterness of men who fear the way of human progress. The hate of men will pass, and dictators die, and the power they took from the people will return to the people and so long as men die, liberty will never perish.
Soldiers! Don't give yourselves to brutes — men who despise you — enslave you — who regiment your lives — tell you what to do — what to think or what to feel! Who drill you, diet you, treat you like cattle, use you as cannon fodder. Don't give yourselves to these unnatural men — machine men with machine minds and machine hearts! You are not machines! You are not cattle! You are men! You have the love of humanity in your hearts. You don't hate! Only the unloved hate — the unloved and the unnatural!
Soldiers! Don't fight for slavery! Fight for liberty! In the 17th Chapter of St. Luke it is written: "the Kingdom of God is within man" — not one man nor a group of men, but in all men! In you! You, the people have the power — the power to create machines. The power to create happiness! You, the people, have the power to make this life free and beautiful, to make this life a wonderful adventure.
Then, in the name of democracy, let us use that power! Let us all unite! Let us fight for a new world, a decent world that will give men a chance to work, that will give youth the future and old age a security. By the promise of these things, brutes have risen to power, but they lie! They do not fulfill their promise; they never will. Dictators free themselves, but they enslave the people! Now, let us fight to fulfill that promise! Let us fight to free the world, to do away with national barriers, to do away with greed, with hate and intolerance. Let us fight for a world of reason, a world where science and progress will lead to all men's happiness.
Soldiers! In the name of democracy, let us all unite!


9. Informator (Stany Zjednoczone 1999, reż. Michael Mann)

Zapierający dech w piersiach dialog Ala Pacino i Russella Crowe'a. Nierówna walka z koncernem tytoniowym z perspektywy przegrywającej jednostki.
Nie ma tej sceny na YouTubie, ale coś mi podpowiada, że da się ją znaleźć w sieci i że owa scena zaczyna się w 109:00 minucie i kończy w okolicach 112:00.

Jeffrey Wigand: A can opener! A $39.95 can opener. I cancelled payment... it was junk. You ever bounce a check, Lowell? You ever look at another woman's tits? You ever cheat a little on your taxes? Whose life, if you look at it under a microscope, doesn't have any flaws...?
Lowell Bergman: Well that's the whole point, Jeffrey. That's the whole point. Anyone's. Everyone's. They are gonna look under every rock, dig up every flaw, every mistake you've ever made. They are going to distort and exaggerate everything you've ever done, man. Don't you understand?
Jeffrey Wigand: What does this have to do with my testimony?
Lowell Bergman: That's not the point.
Jeffrey Wigand: What does this have to do with my testimony? I told the truth! It's valid and true and provable...!
Lowell Bergman: That's not the fucking point, whether you told the truth or not!... Hello?
Jeffrey Wigand: I told the truth... I told the truth... I've got to teach class. I've got to go. I've got to teach class.
Lowell Bergman: And I've got to refute every fucking accusation made in this report before The Wall Street Journal runs... I am trying to protect you, man.
Jeffrey Wigand: Well, I hope you improve your batting average.


10. Łowca androidów (Stany Zjednoczone 1982, reż. Ridley Scott)

Nie jestem fanem Scotta, ale Łowca androidów mu się udał. Niesamowity nastrój, ładna równowaga między sci-fi a motywem miłosnym i oczywiście ten krótki monolog. Android bardziej ludzki niż człowiek. Szczerze wzruszające.




I've seen things you people wouldn't believe. Attack ships on fire off the shoulder of Orion. I've watched c-beams glitter in the dark near the Tannhäuser Gate. All those ... moments will be lost in time, like tears...in rain. Time to die.



Bonus - Brudny Harry (Stany Zjednoczone 1971, reż. Don Siegel)

Ani dialog, ani mowa motywacyjna, ale prawdopodobnie mój ulubiony filmowy cytat.
Zaczyna się w 1:45, ale cała scena warta obejrzenia.




(...) this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself one question: "Do I feel lucky?" Well, do ya, punk?

poniedziałek, 6 lipca 2015

Podsumowanie miesiąca: czerwiec 2015


Drive (Stany Zjednoczone 2011) - reż. Nicolas Winding Refn


Sesja zebrała swoje żniwo. Wakacje zaowocowały wyjazdami. Lenistwo popchnęło w stronę seriali. Ale działam, oglądam, myślę, więc jestem. Automat na drajw daję i do roboty, bo wakacje się zaczęły! Życzę udanych wczasów i miłej lektury.