sobota, 2 sierpnia 2014

MFF Nowe Horyzonty 2014 #2 - Trudno być Bogiem

 Trudno być Bogiem (Rosja 2013) - reż. Aleksei German

Z nowohoryzontowymi propozycjami zwykle bywa tak, że ich atrakcyjność przed seansem ocenia się nie na podstawie doświadczenia związanego z twórczością reżysera, a w oparciu na krótkim opisie filmu, kilku kadrach, czasem zwiastunie i oczywiście bardzo nielicznych opiniach. Należy wyrobić sobie filmową intuicję, która podpowie na co warto trwonić czas i pieniądze, a na co nie. Nie ma to nic wspólnego w legendarną damską intuicją. Chodzi o zwykłe obycie z art house'ową breją i instynktowną czujność w zabezpieczaniu się przed kiczem i kinem-zbyt-osobistym-by-było-dobre.

Na pierwszym planie: Leonid Yarmolnik

Wracając do filmu. Jak w dziecięcym koszmarze dryfujemy w nieskończoność zawieszeni w powietrzu i oglądamy te okropności, które dzieją się w dole, z bezpiecznej odległości. I gdy już wydaje się, że może jednak umiemy latać, uprząż pęka i lądujemy z pluskiem w błotnistej kałuży. Próbujemy się otrzepać, ale tylko bardziej się babramy. Ocieramy twarz, rozsmarowując brązową maź. Rozglądamy się, a wokół tylko smród i ubóstwo. I nic się nie dzieje. Niby coś się nam opowiada, ale tak naprawdę tylko siarczyście pociąga się przy nas nosem, głośno kicha i dłubie w nosie. Tak człowiek czuje się podczas projekcji. Znajdujemy się bowiem nieprzyjemnie blisko akcji. Ocieramy się o spocone i brudne ciała żebraków, czujemy odór kału i kapanie moczu, ślizgamy się i toniemy we wszechobecnym błocie. Tak blisko średniowiecza jeszcze nigdy się nie znalazłem. Nastrój tego filmu jest jak swąd tak silny, że osiada na tylnej ścianie gardła i flegmatycznie spływa po przełyku.

"Yet the screenplay is so stubbornly impenetrable that few will realize he is one of thirty scientists sent from Earth to get Arkanar moving forward socially and politically. Many viewers will reach the end of the film still wondering if he could possibly be a god in disguise. This basic misunderstanding, which undermines the whole story, could easily be cleared up at the beginning." Źródło.

Owszem, nie znałem wcześniej reżysera i szedłem na film w ciemno. Obdarzyłem go zaufaniem, którym się podtarł, śmiejąc mi się bezzębną szczęką prosto w twarz. Liczyłem naiwnie na powtórzenie klimatu Stalkera, a dostałem Grę o Tron w wersji filth gore hardcore. Znajomość pierwowzoru braci Strugackich na pewno stałaby się przydatna. Ile razy jednak zdarzało się, że film zachęcał do lektury, łechtał nas polotem i oryginalnością, zdradzając tylko część atutów książki? Ten film dokucza swojemu odbiorcy. Z tak impertynenckim podejściem trudno zaskarbić sobie przychylność publiczności, która jak zwykle, choć mniej licznie, z sali kinowej wychodziła już po pierwszym kwadransie. Są jednak osoby, które lubią takie zabawy, a nawet są nimi zachwyceni. Trudno jednak dostrzec istotę ich wypowiedzi przez zasłonę gęstej mgły pretensjonalności.

"Mamy do czynienia z wybitnym dziełem sztuki, które nie jest przeznaczone do oglądania go przez olbrzymie rozentuzjazmowane tłumy, oblegające kina. Ten film jest przeznaczony - jestem o tym przekonany – na ekrany nielicznych, niedużych kinach, odwiedzanych przez miłośników sztuki filmowej, powracających do filmów kilkakrotnie, aby odkrywać dla siebie za każdym razem coraz to nowy sens. Jest tu przedstawiona galeria nadzwyczajnie silnych postaci, jest to świat, stworzony przez naprawdę wielkiego reżysera." Źródło.

Skoro dotarliśmy już tutaj to będę poważny przez chwilę. Nie mam absolutnie nic do autora filmu. To, co osiągnął oryginalną pracą kamery, w pełni zasługuje na oklaski, które otrzymał od widzów pozostałych na seansie. Wybór "taśmy" czarno-białej był strzałem w dziesiątkę, a gra aktorska głównych bohaterów jest na wysokim poziomie. Doświadczenie w pracy reżyserskiej bije z każdej sceny. Nie da się nie zauważyć rosyjskiej szorstkości, ale przecież to adaptacja powieści rosyjskiego autorstwa, więc wszystko jest na swoim miejscu. Zawiłość fabuły rzeczywiście gubi przeciętnego widza (mnie); bez znajomości książki ugrzęźnie się już w pierwszej połowie jak furmanka w błocie. Nastrój pochwaliłem wcześniej, więc zaznaczę jeszcze niesamowitą dbałość o szczegóły. Świat przedstawiony skonstruowany jest przez perfekcjonistę, każdy detal doprawia ciężką atmosferę wieków ciemnych. Podobnie jest z doborem aktorów, którzy wyglądają jak wyciągnięci prosto ze średniowiecza.



Nie ukrywam, że po seansie byłem rozgoryczony jakością widowiska. Zwodniczość, liczba niewiadomych i pozornych wad przysłoniła wartość obrazu. Zadawałem sobie pytania: co przeoczyłem, gdzie jest klucz do zagadki filmu, jak rozgryźć reżysera? Liczę, że po przeczytaniu "Trudno być Bogiem" Strugackich zbliżę się do rozwikłania zagadki. Film ten należy również do grona tych, do których się wraca, aby mieć pełniejszy obraz, dostrzec detale, które wcześniej umknęły uwadze. Wtedy, i po obejrzeniu kilku innych dzieł Alekseia Germana, domknę klamrę i wydam wyrok skazujący autora na wieczną kąpiel w błocie i fekaliach lub wyrok uniewinniający, obdarowujący go białym rumakiem i nieskalaną, słowiańską niewiastą.

0 komentarze:

Prześlij komentarz