sobota, 19 lipca 2014

O najlepszym filmie Tarantino

Wściekłe psy (Stany Zjednoczone 1992) - reż. Quentin Tarantino

Od lewej: M. Madsen, Q. Tarantino, H. Keitel, C. Penn, L. Tierney, T. Roth, S. Buscemi

W przypadku filmu takiego jak Wściekłe psy nie ma potrzeby przedstawiania zarysu fabuły - nie ona jest tutaj ważna. Nie ma sensu odnoszenie dzieła do poprzednich produkcji reżysera, bo są tylko dwie i mało istotne. Należy z całą pewnością zwrócić uwagę na konstrukcję filmu i jego konwencję, bo oba te czynniki są fundamentem spektakularnego sukcesu jaki osiągnął obraz, a wraz z nim reżyser. Konstrukcję tak oryginalną, że stworzyła nowy nurt w kinie kryminalnym, a nazwisko reżysera stało się jego symbolem.

Do czynienia mamy z filmem o napadzie rabunkowym, ale trudno nazwać go klasycznym heist film, bo Wściekłe psy nie spełniają podstawowych wymagań gatunku. Kilku zawodowych gangsterów spotyka się, aby wspólnie przywłaszczyć sobie stosik diamentów. Wszystkich bohaterów razem z ich pracodawcą poznajemy przy śniadaniu i dyskusji o "Like a virgin" Madonny, a nie podczas skomplikowanych przygotowań i obserwacji banku. Nie widzimy samego napadu, a jedynie fragment ucieczki jednego z bohaterów; żadnego planowania strategii, a tylko spór o ksywki; brak diamentów, a najwyżej dygresję o ich istnieniu.

Od lewej: Michael Madsen, Harvey Keitel, Steve Buscemi

Każdy z gangsterów ma inną osobowość i temperament, jak przystało na obcych sobie najemników. Jednakowy ubiór, czyli czarne garnitury i wąskie krawaty oraz ciemne okulary na okazję nikczemnego występku na siłę wpychają ten film w grono dzieł spektakularnych, a kilka strzelanin i dużo błyskotliwych choć wulgarnych dialogów pieczętują tę pozycję. Bohaterowie przedstawiani są stopniowo przez retrospekcje, ale i przez kolejne sytuacje. W ten sposób poznajemy tło do historii, której się nam nawet nie opowiada. Ale Quentin robi to specjalnie. Perspektywa "od kuchni" pozwala na bardziej humorystyczną manierę, a brak tradycyjnej fabuły rekompensują sytuacje i dialogi. Oryginalny charakter jego filmów staje się ich materią, która wypełnia pozornie puste naczynie tworząc dzieło kompletne, żeby nie mówić urzekające.

Tarantino podobnie jak nie czuje sentymentu do gatunku tak nie czuje go do swoich bohaterów. Szybko się ich pozbywa, jeden po drugim, doprowadzając do ekscytującego impasu. Scena końcowa zapisała się na kartach historii kina. Stała się znakiem rozpoznawczym reżysera i najlepszym świadectwem kunsztu.

Tim Roth

Film jest dynamiczny, a pozornie dłużące się sceny są jak cisza przed burzą. Zdjęcia właściwie oddają nastrój sytuacji. Wciągają widza w ciąg raczej niecodziennych przypadków. Czujemy się jakbyśmy siedzieli w samochodzie z wykrwawiającym się Panem Pomarańczowym lub jakbyśmy przysłuchiwali się dyskusji o słuszności dawania napiwków i jakby zaraz nadchodziła nasza kolej na dorzucenie dolara.

Wszystko to tworzy dzieło na tyle nietuzinkowe, że każdemu polecam zmierzenie się z nim na własną rękę. Reżyser tak długo zwleka z opowiedzeniem konkretnej historii, że osoby oglądające film nie z przekonania, a z polecenia zaczynają tracić cierpliwość. Należy zaakceptować fakt, że Tarantino ogląda się właśnie dla nietypowego sposobu opowiadania historii, dynamicznego montażu i znakomitego doboru muzyki. Wszystkim tym zajmuje się sam reżyser, co czyni każde dzieło bardziej spójnym. Ponadto w tym przypadku własnoręcznie napisał scenariusz, więc każda z sytuacji narodziła się właśnie w jego głowie i trafiła na ekran. Dzięki temu w kontakcie z dziełem czujemy się bliżej twórcy. Napominanie o wzorowaniu się na innych filmach czy też kopiowaniu całych dialogów jest bezcelowe - konia z rzędem temu, kto wskaże mi dzieło wolne od nawiązań i z gruntu unikalne.

Na koniec wpędziłem się w ślepą uliczkę, której bardzo pragnąłem uniknąć: Tarantino się kocha, albo nienawidzi.

Tim Roth i Kirk Baltz

2 komentarze:

  1. Wciąż numer jeden Tarantino. Niedościgniony wzór kina kina o niezłych skurwysynach. Mocny, dynamiczny, z zajebistymi dialogami.

    "Tarantino się kocha, albo nienawidzi." Eee można po prostu nie lubić, jak w przypadku mojej żony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieło życia - dopracowane, wychuchane, nie ma wątpliwości.

      Usuń