czwartek, 16 kwietnia 2015

Legalny trip

Za czarną tęczą (Stany Zjednoczone 2010) - reż. Panos Cosmatos

Posiadam kilka list "do obejrzenia", jak chyba każdy. Ale zdarza się tak, że mimo wszystko szukam czegoś innego, nietypowego. Psychodelia daje najlepszy odpoczynek od klasyki kina, od tych czarno-białych, śmiertelnie poważnych i artystycznych dzieł opisanych już w milionem słów. Trafiasz na coś takiego i nie wiesz co to jest, ale oglądasz. Coś nie pozwala ci tego wyłączyć. Coś cię zatrzymuje, wytwarzając siłę wpychającą w fotel. Z transu nagle budzą cię napisy końcowe. Minęło jakby pięć minut, a już po filmie. Tak wciąga Za czarną tęczą.

Na zdj. od lewej: Michael Rogers, Eva Bourne

Jeżeli obejrzałeś kilka kadrów z filmu, być może zwiastun, i cię to nie zachęciło - odejdź. Po prostu obróć się na pięcie i rusz w przeciwnym kierunku. Ten film można kochać lub nienawidzić, nie ma uczuć pośrednich. Neonowy blask wypełni ci pokój, nie gorzej, niż przedziwne odgłosy filmu. On przeraża, tak go zbudowano. Nie licz na to, że czegoś się z tego filmu dowiesz, że jakaś zagadka zostanie wyjaśniona. Nawet fabuła to za dużo powiedziane. Jest kilka postaci, które czasami nawet rozmawiają, ale ich słowa nie mają sensu. Pozostają bez odniesienia do prawdziwego świata. Wszystko rozgrywa się gdzie indziej, nie na tej planecie, nie w tej konstrukcji kulturowej. Nie w tym stanie świadomości.

Ogląda się go dla doznania. Ma wytworzyć pewne odczucie, nic więcej. To dzieło przez niecałe dwie godziny oddziałuje na ciebie i robi to dobrze. Budzi emocje silne, konkretne, jaskrawe jak korytarze tajemniczego ośrodka, w którym jesteśmy zamknięci razem Eleną. Nie pytaj dlaczego, tylko chłoń. To legalne. I przyjemne. Później [nasz] oprawca nosi nas ze sobą. Musimy patrzeć na jego przerażające lico, czy chcemy czy nie. Bo filmu nie wyłączysz, w tym momencie jesteś już uzależniony.

Na zdj. Michael Rogers, który urodził się, aby zagrać w tym filmie.

Klimat Miami lat 80. to pierwsza rzecz, którą spostrzegamy. Jest też mroczne sci-fi, na kształt pastiszu Gwiezdnych Wojen i Odysei kosmicznej i oczywiście już utarta w gatunku, odbita na masie dzieł, koncepcja nieznanego, ale nieuniknionego zła. Zgadywanki w inspiracje reżysera mogą być nieskończone, bowiem ten młody jegomość, jako syn swojego ojca, reżysera filmowego, napatrzył się dość na jego twórczość. Nie wiadomo czy mówimy tu o debiucie - czy nie był to tylko hołd w jego stronę, ale jeśli to tylko początek kariery reżysera to zacieram ręce i nie mogę się doczekać.

0 komentarze:

Prześlij komentarz