środa, 18 marca 2015

Za co uwielbiam filmy postapokaliptyczne | cz. 1/2

Kadr z filmu Księga ocalenia (Stany Zjednoczone 2010) w reż. Alberta i Allena Hughes.

W głębokim poczuciu niepewności odczuwam satysfakcję. Muzyka chaosu to motywujący mnie stymulator. Im mroczniej i głośniej, tym lepiej. Trzeba być złym i iść szybko przed siebie. Ze zmarszczonymi brwiami, zaciśniętymi pięściami. Sytuacja jest tragiczna, a będzie tylko gorzej. Na razie Gibson jest najbliżej prawdziwej wizji przyszłości, choć Lem z Kongresem Futurologicznym, Dick z Blade Runnerem (inspiracją dla Łowcy androidów Ridleya Scotta) i Dukaj z Czarnymi oceanami byli równie blisko. Skąd jednak ten pesymizm? Bardzo proszę, wyjdź i się rozejrzyj. Świat nie jest piękny, jest szorstki w dotyku i niebezpieczny. Spłyniemy we własnych fekaliach ściekami wszechświata w egocentrycznym przekonaniu swojej wielkości. Ale człowiek to istota krucha duchowo i fizycznie, a te filmy to uzmysławiają. Witaj w rzeczywistości, w której słowo postęp to tyle co zagłada, a symbolem technologii może równie dobrze zostać nabój 7,62 mm - potencjał i zabójczość.

Dzisiaj przedstawię dzieła filmowe, które najlepiej oddają tę złość i zobojętniałość, z własną wizją w tle. Wszystkie niemal są smutnymi, zachmurzonymi dramatami z brązowo-szarymi filtrami (lista nie obejmuje filmów zafascynowanych kosmosem i inwazjami obcych inteligencji, bo to, w moim mniemaniu, osobny nurt filmowy). Nie dziwota, skoro większość opiera się prawdopodobnie na autentycznych zdjęciach z Czarnobylu. To miejsce, gdzie miała miejsce prawdopodobnie największa katastrofa jądrowa na świecie. Współcześnie oczywiście, bo tylko nasze pokolenie jest na tyle rozwinięte, żeby jednym przyciskiem zmieść rasę ludzką z powierzchni Ziemi.

Filmy jednak nie są o tym. One traktują o rezultacie podobnego wydarzenia. Miejmy nadzieję, że faktycznie człowiek jest jak karaluch i przetrwa najgorsze, pozostając na tej planecie. Tylko po co? Czy to świat, w którym warto pozostać? Postapokaliptyczne dzieła wszelkiej maści (jak również gry komputerowe takie jak S.T.A.L.K.E.R czy Fallout) skupiają się na prognozowaniu. Co by było gdyby? Jak wyglądać będzie człowiek? Czy jest w tym świecie miejsce na humanizm, czy już tylko zezwierzęcenie? A w końcu, czy w ogóle zasługujemy by na nim pozostać?



6. Księga ocalenia (Stany Zjednoczone 2010) - reż. Albert i Allen Hughes



Na samym końcu listy, ponieważ choć klimat jest właściwy to mocno amerykańskie podejście w realizacji filmu odbiera przyjemność z odbioru. Tak wygląda, moi drodzy, skomercjalizowany temat postapokalipsy. Biedny człowiek przemierza pustynie w niewiadomym celu. Nie wiadomo nawet czy jest dobry czy zły, wiemy tylko, że mimo siwych włosów na karku radzi sobie z przeciwnikami w dużej przewadze liczebnej. Przyświeca mu jakaś idea, najprawdopodobniej religijna i nic go nie powstrzyma. Po drodze na pewno trafi na ponadprzeciętnie ładną niewiastę i będzie motyw miłosny. Czy to w relacji ojciec-córka, czy jako kochankowie.

Cechą każdego filmu postapokaliptycznego jest silne wzorowanie się na Mad Maxie. Mad Max jest ze wszystkim porównywany i każdy o nim mówi. Nic dziwnego, bo to pionier, cała trylogia zresztą. Były oczywiście wcześniejsze próby podjęcia tematu, jak chociażby Planeta Małp czy genialne THX 1138, ale dopiero australijski postapokaliptyk ustalił zasady. Bohater ma mieć futurystyczną powierzchowność: skóra, płaszcz i zdezelowany środek transportu, ale najlepiej zmodyfikowany potwór na kółkach. Musi być samotnikiem, który prędzej czy później stanie w pojedynku z grupą trzymającą władzę. Charakter filmu mocno westernowy, we współczesnym wydaniu nastolatka w okresie buntu. Nie każdy się kurczowo trzyma tych wytycznych, ale ducha Mad Maxa czuć w każdej produkcji.

Jeśli idzie o Księgę ocalenia, to moje uczucie są mieszane. Tak wiele jak mi się podobało, tak wiele mnie również odstręczało. Weźmy na przykład sceny pojedynków. Oczekuję surowego realizmu, dostaję odgrzewanych Wachowskich z kiepską choreografią. Motyw miłosny jest oczywisty jak to, że słońce wstaje raz na dzień, a ciemny charakter, grany przez Garego Oldmana, którego bardzo lubię, to niestety chodząca groteska.

Twórcy mieli dobre intencje, ale wyszło jak zwykle. Hajs się zgadza, to jest najważniejsze. W takim razie dlaczego, do cholery, się tu znalazł? To proste - arsenał filmów postapokaliptycznych nie jest tak wielki, a ja również poznałem jego ułamek. Księga ocalenia była promowana, więc wpisała się na stałe w historię kina nie przez jakość, ale przez zasięg. Nic złego się nie stało, bo film nie nudzi, nie zawodzi i w większej części nie żenuje (oprócz fragmentów z Garym Oldmanem - nie twoja wina, każdemu może się zdarzyć).



5. Hardware (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania 1990) - reż. Richard Stanley


Tak wiele emocji wzbudził we mnie, że nie wiem od czego zacząć. Może od ciekawostki? Postać tajemniczego stalkera, Gniewnego Boba, zagrał Iggy Pop. Dzięki Iggy za bycie absolutnie wdechowym. Natomiast odtwórca głównej roli, Dylan McDermott, wygląda jakbyś skądś go znał, ale nie - on nie grał w niczym, co widziałeś, taka twarz po prostu.

To połączenie nastroju VHS z filmem amatorskim, gore i w końcu sci-fi. Dzieje się wiele, a jednocześnie nic, bo film w drugiej połowie zamyka nas na klucz w mieszkaniu Jill, artystki produkującej mechaniczne rzeźby. Jedna z nich otrzymuje mózg nieudanego projektu wojskowego, którym jest żądny krwi robot. I już. Jest film, jest akcja, krew się nie leje, bo tryska. Mamy miejsce na scenkę erotyczną, amerykańskiego złodupca, czyli prawdopodobnie-byłego-żołnierza-teraz-renegata i kilka scen walki na śmierć i życie.

Kpię oczywiście, to mój tlen. Nie trzeba nic więcej. Produkcja znakomita, idealnie oddająca nurt. Kilka scen ironicznych wyważa momenty thrillera. Użyto znakomitej muzyki Ministry i zaprojektowano przerażającą mechaniczną czaszkę. Hardware jest tak nisko w zestawieniu, bo okropnie zalatuje kinem klasy B. Jednak fan klimatu postapokaliptycznego nie może przejść obok niego obojętnie.
 


4. Jestem legendą (Stany Zjednoczone 2007) - reż. Francis Lawrence


Nie znoszę się za to, że uwielbiam ten film. Używał niesprawiedliwych zagrywek, aby zaskarbić sobie zwolenników, ale mimo wszystko wyszedł obronną ręką. Zacznijmy od początku. Will Smith. Nie jestem jego fanem, raczej nie będę, ale zagrać człowiek umie. Znakomicie rozumie swoją rolę, wchodzi w nią i interpretuje z wyczuciem. Ma niezwykłą intuicję aktorską. Rzecz druga - umiłowanie amerykanów do niszczenia swoich największych miast i symboli w filmach katastroficznych w celu przestrogi, objawia się i tutaj. Odpowiedź na ciekawość o tym "jak wyglądałby zniszczony, postapokaliptyczny Nowy Jork" jest tu zawarta ku uciesze publiki. Prosta sprawa, czysty PR. Rzecz trzecia, czyli burza mózgów wśród scenarzystów na temat tego co zrobić, aby film był bardziej ckliwy, a główny bohater obdarzony większą sympatią. Dać mu psiego przyjaciela. Wszyscy kochają psy. A scena mniej więcej w połowie filmu, w której piesek przez chwilę jest w centrum wydarzeń (powstrzymam się od spoilerów), złapie nawet za serce z kamienia. I puf, tak rośnie ocena na IMDB.

Jestem legendą jest jednak magiczny. Świeży, ze znakomitymi efektami specjalnymi i dobrym scenariuszem. Historia wydawać by się mogło powtarzana, ale z zupełnie nowym podejściem. Kupuję to. Podoba mi się, że film chwyta mnie za serce i to, że ma w miarę szczęśliwe zakończenie. Robi to dobrze, z wprawą właściwą zachodnim produkcjom. Pozostaje jednak przy tym bardzo pesymistyczny i poczucie fatalizmu nie opuszcza nas do końca. Czyli nie traci charakteru.






Lektura dodatkowa:

Książki wspomniane wyżej i inne:
  • Dick P. K. Blade Runner. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Warszawa 2009.
  • Dukaj J. Czarne oceany. Kraków 2008.
  • Gibson W. Neuromancer. Poznań 1996.
  • Glukhovskii D. Metro 2033. Kraków 2010. (Metro 2034 również)
  • Lem S. Kongres futurologiczny. Opowiadania Ijona Tichego. Warszawa 2008.
  • Strugaccy A. i B. Piknik na skraju drogi. S.t.a.l.k.e.r. Warszawa 2007.


Filmy:
  • 9 (Stany Zjednoczone 2009) - reż. Shane Acker
  • 28 dni później (Wielka Brytania 2002) - reż. Danny Boyle (28 tygodni później również)
  • Akira (Japonia 1988) - reż. Katsuhiro Ohtomo
  • American Dad, odcinek 9, sezon 6, pt. Rapture's Delight - motywy postapoliptyczne, oczywiście będące pastiszem gatunku
  • Droga (Stany Zjednoczone 2009) - reż. John Hillcoat
  • Ever Since the World Ended (Stany Zjednoczone 2001) - reż. Calum Grant
  • Mad Max (Australia 1979) - reż. George Miller
  • Niepamięć (Stany Zjednoczone 2013) - reż. Joseph Kosinski (daleki od Mad Maxa, ale niesamowity tak czy inaczej)
  • Planeta małp (Stany Zjednoczone 1968) - reż. Franklin J. Schaffner
  • Rover (Australia 2014) - reż. David Michôd
  • Ruin (Stany Zjednoczone 2012) - reż. Wes Ball - https://vimeo.com/38591304



Nie mogę nie podzielić się genialnym teledyskiem piosenki Perturbatora - She Is Young, She Is Beautiful, choć odbiega nieco od generalnej koncepcji pustynno/analogowej postapokalipsy - https://www.youtube.com/watch?v=IGqeyQhBPMI


Gry:
  • Fallout z 1996 (jak i późniejsze części)
  • S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla z 2007 (i wszystkie kolejne części)



2 komentarze:

  1. z animowanych dorzuciłbym wind called amnesia za świetny oryginalny pomysł końca żadna wojna żadne wirusy zombie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anime to zupełnie osobny temat, za który prawdopodobnie kiedyś się wezmę :)

      Usuń