czwartek, 6 listopada 2014

Końska dawka patosu

Furia (Stany Zjednoczone 2014) - reż. David Ayer

Byłem, doświadczyłem, ubawiłem się, popłakałem. David Ayer dał mi to wszystko. Czegóż innego się jednak spodziewać po filmie targetowanym na KAŻDEGO. Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, mawia mój dziadek i jest w tym dużo racji. Nie znajdziemy tu wybitnego dzieła artystycznego. Ale świetną, dwugodzinną rozrywkę owszem. Uwielbiam filmy wojenne, to podobno typowo męski gatunek. A temat drugiej wojny interesuje mnie szczególnie (i wojny w Wietnamie, czyli w sumie ok. 99% tematyki filmów wojennych). Z sali kinowej wychodziłem zadowolony, ale żadna amerykańska produkcja nie wyjdzie ode mnie bez słowa krytyki.


Zacznijmy chronologicznie, jak zwykle robi to produkcja zachodnia, aby czasem widz się nie zgubił. Zaczyna się jak we śnie. Tajemnicza postać przemieszczająca się konno. Wokół gęsta jak mleko mgła. Ziemia wysłana trupami i szczątkami machin wojennych, a tu BAM! Brad Pitt zeskakuje znikąd sztyletując, jak się okazuje, esesmana. Troskliwie zdejmuje siodło i puszcza wolno rumaka hen, przed siebie. Po czym wskakuje z powrotem do czołgu i klnąc kłóci się ze swoją załogą o trupa członka załogi. Tak według reżysera wyglądała II Wojna Światowa. Jak zinterpretował, tak zrobił, więc odcień ów ma cały film. Patos, odrażająca dehumanizacja, patos, dehumanizacja. Aż do samego końca. Ale patrz akapit pierwszy - z kina wyszedłem zadowolony.


Pochwalę od razu budowę postaci. Pięciu członków załogi, pięć zupełnie różnych osób, ale razem tworzą zgrany zespół. Brzmi jak tekst ze zwiastuna? Patos w ich zachowaniu przeważa do tego stopnia, że można dostać reakcji alergicznej. Ale nie ma lepszego materiału, niż ten, na jego końską dawkę. Nie mogę już zdzierżyć filmów fikcji naukowej o robotach, kosmitach i znakomicie wytrenowanych żołnierzach z patosem walczących na śmierć i życie w nieokreślonej przyszłości. Tutaj przynajmniej istnieje jakiś punkt odniesienia. Tutaj jest ku czemu krzewić pamięć młodych, a patos można interpretować jako hołd w stronę walczących w wojnie. Hołd znoszący złote jaja.

Na zdj. od lewej, z góry: Brad Pitt, Shia LaBeouf, Logan Lerman, Michael Peña

Kolejnym kłopotem tego filmu jest powielanie schematów. Z góry wiemy co wydarzy się młodemu rekrutowi, kto z bohaterów przeżyje, a kto umrze i kiedy oraz jaki stosunek będzie miał podwładny Brad Pitt do swoich przełożonych. Abstrahując od wiele zdradzającego zwiastuna, sposób prowadzenia fabuły nie zostawia pola do popisu. Złośliwi mogą powiedzieć, to że przecież film oparty z grubsza na prawdziwych wydarzeniach, ale z łatwością odeprę ten argument zaznaczając, że to tylko fikcja historyczna, a nie, jak w przypadku np. Kompanii Braci, wydarzenia prawdziwe, przeniesione na ekran. Ale patrz akapit pierwszy - z kina wyszedłem zadowolony.

Przyzwyczajeni już jesteśmy do tego, że wysokie produkcje amerykańskie mają świetnych aktorów, jeszcze lepszą scenografię, a w efektach specjalnych nie mają sobie równych. Cóż ja mogę dodać? Jest dobrze - Lerman radzi sobie jak zwykle, a drugoplanowa reszta podtrzymuje poziom. Jest znakomicie - Brad Pitt wziął sobie ten film na barki i przeniósł go na niezrównanym poziomie do samego końca, a jego klatka piersiowa jest [podobno] miłym upiększeniem. Właśnie on i piękna fotografia z planu filmowego (pierwszy z kadrów) zwróciły moją uwagę na tę produkcję. Tak, moi drodzy, filmy nie zawsze ogląda się z polecenia lub w dopełnieniu filmografii wybitnego reżysera. Niektórzy chodzą do kina zachęceni plakatem.

Na zdj. od lewej Brad Pitt i Logan Lerman

Nie ukrywam, że lubię czasem usiąść w wygodnym objęciu kina mainstreamowego i dać się ponieść epickiej wizji twórców. To bardzo wygodna pozycja, z której nie trzeba się podnosić, bo wszystko podawane jest nam na talerzu, a wystarczy rozewrzeć szeroko oczy i uszy na bombardowanie bodźcami audiowizualnymi. Reżyser balansuje na granicy przesady z ilością eksplozji (granatów odłamkowych wybuchających z siłą pocisku powietrze-ziemia) i amunicji smugowej. Ale przecież patos sam się nie zbuduje, wyłącznie klisze dialogowe nie wystarczą. Największym kłopotem tego filmu jest to, że jest amerykański. Nastroju patetycznego mam w zapasie na pół dekady, ale wiedziałem na co się decyduję i to właśnie dostałem - z kina i tak wyszedłem bardzo zadowolony.

1 komentarz: