czwartek, 23 czerwca 2016

Podsumowanie miesiąca: maj 2016

Kawał czasu minął, a nie za wiele filmów i nawet nie wiem co tu napisać.
Właśnie patrzę przez okno jak kot dachowiec balansuje na poręczy balkonu na pierwszym piętrze i czai się, żeby wskoczyć przez okno do mieszkania obok. Uda mu się? Powoli, kroczek po kroczku.
Dobra, teraz priorytetem jest wytrzeć pyszczek o ścianę. I nagle wskoczył, kto by się spodziewał! Stoi na parapecie, chyba bada teren, i właśnie zdecydował się wejść do środka. Ciekawe jak długo, zanim ktoś go stamtąd wykopie. Ale i tak będzie za późno, pchły zostały rozniesione.
Właśnie wyziera z obcego pokoju jak z własnego w tryumfalnym geście zamorskiej zdobyczy. Bezczelny kiciuch wie o co chodzi. Teraz odpoczywa w cieniu na wysokości, na której dzieciaki nie będą go męczyły. Wygląda dostojnie jak rzeźba lwa na gzymsie katedry. Ale to tylko szary w pręgi dachowiec na skraju parapetu. Każdy ma prawo do marzeń.

Kadr z filmu Victoria (Niemcy 2015) w reż. Sebastiana Schippera. Po prawej zakapiory, ale o złotych serduszkach.

Nieznajomi z pociągu (Stany Zjednoczone 1951) reż. Alfred Hitchcock
Była ochota na fiolm noir, wpadł film noir. Robię co chcę, duży ze mnie chłopiec. Zaraz upiekę sobie naleśników, bo TAKĄ MAM OCHOTĘ. Zanim, jeszcze wrócę Hitchcocka. Jak zwykle klasa. Raz na jakiś czas, kiedy wiara w kino powoli upada warto wrócić do dawnych fascynacji, nieżyjących mistrzów dwutonalnych arcydzieł i przypomnieć sobie o co chodzi w opowiadaniu historii.
Piękny thriller. Czarny bohater jeszcze sprzed ery infantylnych, nigdy-się-nie-uśmiechających czarnych bohaterów. Każdy facet to pan, dżentelmen wręcz, a cała zatarczka odbywa się na tych dziwnych, ale jasnych dla każdego zasadach. Są rzeczy, których niewolno i w takiej konwencji trzyma się film. Morderstwo to oczywiście co innego, nie było by thriller, bez zabójcy i trupa - ulubione tworzywo hitchcocka.
Dobrze, że człowiek robił filmy. Wzbogacił jakoś świat o swój geniusz, miło z jego strony.

Obsługiwałem angielskiego króla (Czechy, Słowacja 2006) - reż. Jiří Menzel
Przedziwny film. Miejmy to za sobą - nie przepadam za kinem czeskim, ok. Wiem, że jest ono uważane za kamień milowy światowej kinematografii i każdy pyta, ej, a widziałeś to a tamto. Niestety, najcześciej odpowiedź jest przecząca.
Więc chcąc odkupić winy czułem się w obowiązku obejrzeć w końcu coś czeskiego.
I proszę, trafiłem na czeskie Zezowate szczęście, jak ktoś to określił w komentarzu na Filmwebie, i faktycznie tak jest. Jakieś rozliczenie z wojenną przeszłością Czech, trochę wspominek, historia cywila podczas wojny oczywiście w wątku seksualnym, jak to Czesi lubią. Ekscentryzm filmu trzeba docenić, bo wyłamuje się on z jakichkolwiek ram do tej pory przyjętych. Aktor pierwszoplanowy jest znakomity - trochę jasiofasolowaty, trochę cyniczny. Film pozostawia dobre wrażenie, szczególnie ze względu na sposób opowiadania historii. Przelatuje przez niemal całe życie hotelowego kelnera, który to jest również narratorem. Angażuje w wydarzenia, starając się zaprzyjaźnić z widzem.
Można polecić, ale dla osób zainteresowanym taką tematyką i formą kina.

Victoria (Niemcy 2015) - reż. Sebastian Schipper
Póóóźny seans dopasował się do fabuły, również osadzonej późno w nocy. Jednoujęciowa historia miłości z porachunkami gangsterskimi na szczeblu osiedlowym w tle. Wzbudza to uczucia wspólnego spędzania czasu z bohaterami, co szybko skutkuje silną oceną ich postawy generalnie emocjonalnym podejściem do wydarzeń. Ciekawy zabieg, podoba mi się ten trend we współczesnym kinie.
Film jest nieco nierówny, raz szybki, potem wolniejszy, raz lepiej oświetlony, raz gorzej, raz lepiej zagrany, a raz gorzej, ale wciąga na tyle można to zignorować.
Jeden z filmów niszowych, który spokojnie można polecić każdemu. Spora odmiana od głównego nurtu, mimo popularnego motywu napadu na bank, bo naprawdę nie tym skupia się reżyser.

Tajemnica Andromedy (Stany Zjednoczone 1971) - reż. Robert Wise
Seans odbywany chyba na cztery razy. Choć to nie wina filmu, tylko moja, że zawsze zabierałem się za niego o porze, którą amerykinin określiłby "nad ranem", ale również nie należy do najbardziej fascynujących filmów pod słońcem. Zwykły, oldschoolowy sci-fi z mikroskopijnym morałem, którym jest przestroga przed rozwijającą się, coraz bardziej potężną technologią, która zamiast pomagać może niszczyć. Film raczej dla fanów gatunku, wtedy ucieszy się należącym mu się uznaniem.

Lewiatan (Rosja 2014) - reż. Andriej Zwiagincew
Mocna rzecz, nie ma co. Potwornie ciężka do oglądania ze względu na ilość niepowodzeń i nieprzyjemności, które dotykają głównych bohaterów. Chciałbym powiedzieć typowy krajobraz Rosji, ale co ja się na tym znam. Powiem więc: krajobraz chlaństwa, łapówkarstwa, bezprawia i postkomuny.
Oprócz tego film kręcony niedaleko wschodniej granicy Finlandii, co skutkowało niezwykłymi zdjęciami, a nawet kontrastem między wydarzeniami, a drugim planem. Przyzwyczajony jestem do Rosji zakopanej w brązowym, rozjeżdżonym przez stare Lady śniegu, w jakiś postkomunistycznym mieście z pomnikami czerwonej gwiazdy, szerokimi ulicami głównymi, i wielkimi puchowymi czapkami. Ale nie w tym malowniczym miejscu. Zupełnie inaczej się to ogląda. Krajobraz niejako usprawiedliwia bohaterów, że oni również są częścią tej pięknej planety i należy im się odrobina szczęścia. Cóż, nie w tym filmie. Polecam go jak najbardziej, ale uprzedzam, że nie jest lekki.

Spotlight (Stany Zjednoczone 2015) - reż. Tom McCarthy
Podobno wygrał Oscara. Ja nie mogę, najlepszy dowód na to jak ta uroczystość jest poustawiana. Filmowi daję słabe 6. Jest bezcelowy. Wykorzystuje sztukę filmową jako narzędzie do wielkiego antykościelnego postulatu i przedstawia jakąś śmieszną fabułkę o pracy dziennikarzy, czy coś. To są nawet dobrzy aktorzy, ale film nie posiada tego fajnego klimatu rozwiązywania sprawy przez sprytnego i zaradnego dziennikarza śledczego. Jest płaski, ma formę prawie, że dokumentu. Brakuje w nim dynamiki, puenty, bo reżyser stwierdził, że sama tematyka wystarczy.
Nie wystarczy. Na takie tematy się zwykło pisywać książki. Więc problem nie leży w filmie, tylko w amerykańskiej publiczności. Książki nikt nie przeczyta, ale film obejrzy każdy, because movie night. Spoko, byle się przebić z ważną kwestią. Ale do tego wszystkiego dochodzi nagroda akademii filmowej, którą pewien opalony człowiek na YouTube nazwałby lewicową propagandą liberalnego establishmentu i miałby rację. Co złego to nie ja, pierwsza poprawka konstytucji USA, wolność słowa, opinii itd., ale to po prostu słaby film jest i tyle. I trzeba by czegoś więcej niż sam cel zwrócenia uwagi amerykańskiego widza. Bez czegoś więcej to tylko propaganda.

0 komentarze:

Prześlij komentarz