środa, 16 marca 2016

Mówię, obejrzyj Disneya, a zobaczysz

Kraina jutra (Stany Zjednoczone 2015) – reż. Brad Bird


Z czym kojarzy ci się określenie "film familijny"? Mi też – z płaską fabułą, beznadziejną infantylnością i ogólnie  niską  jakością pod każdym względem. Również z bolesnym seansem w niedzielne południe, który musi się odbyć, bo i tak nie masz nic innego do roboty, a stanowi to pewną formę spędzania czasu z rodziną. Jakież zdziwienie przeżyłem, kiedy podczas oglądania Krainy jutra nie nudziłem się i nie czułem się zażenowany! Film jest przeciwieństwem wszystkiego, co złego można powiedzieć o tradycyjnych produkcjach familijnych.

Przede wszystkim nie jest infantylny i spośród wielu to chyba jego największa zaleta. Wszystko wskazuje na to, że powinien być. Disney robi filmy dla dzieci. To prawda, ale również dla dużych dzieci, zwanych nastolatkami, a ja takim wciąż się czuję, więc bezwstydnie mogę sobie Disneya dla przyjemności oglądać. Zresztą granica filmu odpowiedniego dla każdej publiczności wciąż przesuwa się. Niedługo od dwunastu lat mogą być okropne filmy von Triera, a to może fatalnie wpłynąć na młodą psychikę! Ilość pretensjonalności i uporczywego poszukiwania kontrowersji może odbić się traumą. 


Ale wracając do tematu, w Krainie jutra występują również dzieciaki, jako główni bohaterowie, co oczywiście znacznie ułatwia odbiór filmu młodym. I może byłoby gorzej, gdyby nie fakt, że główną bohaterkę nastolatkę grała 24 letnia aktorka, oraz to, że pozostali dwaj mali aktotrzy byli znakomici i grali bardziej przekonywająco niż połowa hojłudu. Oprócz tego główny wątek fabularny przenosi nas w świat odrealniony, kolorowy, błyszczący i tak nowoczesny, że aż niewiarygodny. Grząski grunt tego posunięcia wypuścił piękny kwiat niesamowitego świata w stylu retrofuturyzmu. A w końcu, mogło być nudno np. z powodu zakliszowanego na śmierć scenariusza. Akcja jest nieco przewidywalna, ale mimo wszystko nie przestaje ciekawić do samego końca.

Mam również wrażenie, co jest naturalnie oczywiste, ale wciąż należy zaznaczyć, że efekty specjalne znowu wskoczyły na poziom wyżej. Jeszcze niedawno Piraci z Karaibów i Władca pierścienia wyznaczali jakość, ale teraz poprzeczka wisi wyżej. Animacja komputerowa jest wpleciona zupełnie niezauważalnie w prawdziwe zdjęcia, a przedmioty ewidentnie animowane zachowują według podstawowych zasad fizyki tak wiarygodnie, że gotów jestem uwierzyć, że naprawdę istnieje plecak odrzutowy Electroluxa. 


Naturalnie spełnione są wszystkie obligatoryjne elementy filmu amerykańskiego i nie, nie odpuszczę. Jest to produkcja nastawiona na boxoffice, a więc 1. posiada motyw miłosny, 2. aktorzy są przepiękni, 3. fabuła ma elementy moralizatorskie, 4. dobro tryumfuje, 5. ktoś umiera, wywołując łkanie i pospieszne wyciąganie chusteczek u publiczności. Mimo to urok i nastrój produkcji jest nie do podrobienia i bawi mnie ogromnie. Ciekawe, że film ten zupełnie umknął bacznemu oku krytyków i tej popularnej akademii, co to "najważniejsze na świecie" filmowe nagrody i nominacje wyraźnie ustawia sobie jak FIFA mecze. Hajs ma płynąć i będziesz pan zadowolony. Ale film to mi się podobał, polecam gorąco, bo fana czarujących wizji sci-fi nie może rozczarować. Nikogo nie powinien.

0 komentarze:

Prześlij komentarz