poniedziałek, 1 września 2014

Masochizm

Her (Stany Zjednoczone 2013) - reż. Spike Jonze

Melancholijnej muzyki i filmów unikam z zasady. Nie lubię, jak na własne życzenie, wbija mnie w smutek, kiedy na ogół mam dobry nastrój, a przynajmniej neutralny. Nie czuję się również samotny. Z uczuciem tym zapoznałem się lepiej przez ostatnie dwa miesiące. Zostałem słomianym wdowcem, osamotnionym na polu bitwy żałośnie długich godzin pracy i boleśnie wczesnego wstawania. O Her wyczytałem, że to film dobrze przedstawiający samotność, więc kiedy, jak nie teraz, zrozumiem go lepiej? Był to dobry wybór, mimo, że wbrew antymelancholijnej zasadzie.

Joaquin Phoenix

Mistrzowskie zdjęcia, pastelowe barwy wnętrz, seksowny głos Scarlett, dobrze, ale mnie zainteresowało coś innego. Przede wszystkim to film science-fiction! I to jaki! Choć motyw futurystyczny stoi na drugim planie, przeprowadzono go znakomicie. Żadna technologia nie wydaje się magią, bardziej, niż technologią, a jednak nie mamy wątpliwości, że to już nie nasza rzeczywistość. Delikatnie, jak te pastelowe wnętrza, wpleciony jest obraz zaawansowanych komputerów sterowanych głosem, strzelistych, chromowych wieżowców, czy zabawnych spodni z wysokim stanem. Każdy nosi słuchawkę w uchu służącą do rozmowy ze swoim komputerem i nie podnosi nawet wzroku z ziemii na mijający go ludzi z krwi i kości. Motyw ten uświadamia nam do czego zmierzamy „jeśli czegoś w porę z tym nie zrobimy”. Bo relacje bezpośrednie między ludźmi wywołują zażenowanie i panikę. Ambasador osób otwartych  – miły recepcjonista w pracy Theodore'a - wydaje się być aż nienormalny. Przecież on tylko pochwalił pracę Twombliego i zaproponował podwójną randkę, co poskutkowało szybką ewakuacją głównego bohatera. Nie jest to jednak film o mizantropii. Raczej o potwornej izolacji.

Charakteryzacja zrobiła swoje, ale nawet bez niej Joaquin Phoenix byłby wiarygodny. Szukanie słowa na jego kunszt aktorski kończy się na genialne, nie ma innej możliwości. Interpretacja roli jest bezbłędna i choć widać tu rękę reżysera, to aktor zniszczył każdą scenę. Ma się wrażenie, że znakomicie rozumie swojego bohatera, że przypomina sobie uczucie, którego doznał, a w licznych retrospekcjach przypomina sobie swój własny, utracony związek.

Na koniec najważniejsze. Podejście do tematu samotności. Oddana jest bezbłędnie. W każdym ujęciu, w każdym geście i wypowiedzi bohater cierpi na tęsknotę za drugim człowiekiem. Robi wrażenie również niesztampowe podejście do przyjaźni damsko-męskiej, która nigdy nie przerodziła się w związek, czy to ze zobowiązaniami, czy bez. Pomyślano nawet o następstwach społecznych randkowania ze sztuczną inteligencją, czyli podzielone zdania na temat zasadności moralnej tegoż procederu i prawdziwy wstyd Theodore'a, kiedy przyznaje się do swojego sekretu.

Joaquin Phoenix
Tematem obrazu jest miłość między człowiekiem a komputerem. Komputerem inteligentnym, odczuwającym, rozwijającym się, ale wciąż maszyną. Bohater filmu przechodzi przez wszystkie fazy emocjonalne poznawania partnerki i rozwijania z nią związku. Theodore jest zwykłym człowiekiem, a jego związek jest zwykłym związkiem i o tyleż ciekawiej się to ogląda, bo możemy odnieść swoje wspomnienia do wydarzeń na ekranie. Podobna rzecz udała się twórcy 500 dni miłości, ale tam atmosfera była zdecydowanie bardziej optymistyczna.

Film jest dopracowany, co bardzo lubię. Ponieważ świadczy o profesjonalizmie reżysera, ale i szacunku dla widza. Ileż można oglądać produkcji z ciekawymi pomysłami, ale nie do końca dobrymi dialogami, prawie pasującymi aktorami, czy niemalże dobrym montażem? Dzieło świadczy później o autorze, do końca jego dni i dłużej. A my, bezlitośni znawcy filmowi, rozliczamy ich ze wszelkich poślizgnięć i wpadek. Spike'owi Jonze'owi przybijam piątkę, bo dał radę z trudnym tematem. Niech dalej kręci swoje melancholijne i pesymistyczne filmy, bo dobrze mu to idzie, co udowodnił w Gdzie mieszkają dzikie stwory. Ktoś musi to robić, ale ja tego oglądać nie będę. Trzeba trzymać się swoich zasad, goddammit.

3 komentarze:

  1. Doceniłam film ów po czasie. Od razu po obejrzeniu jakoś tak mi było nudno, śpiąco i do dupy. Dorosły, inteligentny facet z maszyną? Na dobre i złe? I nie zorientował się od razu, że mogą ją mieć wszyscy? Jednak z samotności człek chwyci się wszystkiego. Genialny Phoenix, masz rację, nie potrzebuje przebrania. Scarlett bardzo nie trawię, dobrze, że nie było jej widać. Zdjęcia, barwy filmu, muzyka- świetne. Zawiodłam się na "Where the wild things are" i z rezerwą podchodziłam do "Her" ale cieszę się, że obejrzałam. Smutno-gorzki film.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetna recenzja!
    Film niezapomniany, soundtracku słucham cały czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwin zabije za trailer zamiast zwiastun, to ja za soundtrack zamiast ścieżka dźwiękowa :)

      Usuń