piątek, 19 lutego 2016

Dwie role Sylvestra Stallone'a

Sylvester Stallone w filmie Cobra.

Przeglądając filmografię niektórych aktorów można odnieść wrażenie, że podczas dobierania roli zupełnie nie wychodzą ze swojej strefy komfortu. Powtarzają te same schematy, w których rozpoczęli swoje kariery. Może to wynikać z odpowiedniej polityki zarządzania swoją karierą – aby nie zabijać kury znoszącej złote jaja lub nie naprawiać czegoś, co nie jest zepsute. Jeśli publiczność wciąż chętnie ogląda aktora za firmową minę lub ten sam typ postaci odgrywany w kółko to nie ma żadnego powodu by jej nie zaspokoić. Na pewno nie z marketingowego punktu widzenia (czyt. box office).

Istnieje wiele przykładów tego zjawiska. Keanu Reeves – znany z jednego wyrazu twarzy, niezależnie czy rola w filmie sensacyjnym czy miłosnym, Jason Statham – zawsze grający typ milczącego, antypatycznego i narwanego twardziela, Robert de Niro – jeśli nie gra nowojorskich policjantów to z pewnością występuje w roli nowojorskiego gangstera. Jest jednak jeden, konkretny aktor amerykański, u którego tendencje te zauważyć można bodaj najwyraźniej. Sylvester Stallone, z niewielkimi wyjątkami, gra tylko twardzieli. Nawet jeśli pod przykrywką miłego i czułego mężczyzny (Oskar) – zawsze, prędzej czy później, wyjdzie z niego wola zemsty lub zwycięstwa za wszelką cenę (Cop Land). Zawdzięcza on ten wizerunek roli w filmie Rocky, jako tytułowy bezwzględny pięściarz – jednak również romantyczny i skromny. Co prawda był to już jego trzynasty występ na wielkim ekranie, ale to niezaprzeczalnie on zapewnił mu rozpoznawalność na całym świecie. Od tej pory, już konsekwentnie, odgrywał przed kamerą tylko samców alfa (Specjalista, Sędzia Dredd, nawet Stój, bo mamuśka strzela). Co przyczyniło się do tego przywileju? Zauważyć to można na każdym zdjęciu Sylvestra. Budowa ciała, na którą pracował latami ćwiczeń i odpowiedniej diety przyciągała hollywoodzki obiektyw. A kwadratowa budowa szczęki na pewno nie przeszkadzała.

Przeglądając jego dorobek artystyczny można dojść do wniosku, że jego role twardzieli dzielą się na dwa typy. Albo są to mili, sympatyczni i empatyczni mężczyźni, którzy przy okazji wiedzą jak rozprawić się z bardzo trudną sytuacją, albo czyimiś żebrami (Na krawędzi, Ponad szczytem). Albo szorstcy, oschli i nieuśmiechający się awanturnicy, którzy sieją zniszczenie i zło (Cobra, Rambo). Choć w większości występował w roli policjantów (Tango & Cash, Nocny Jatstrząb) lub ewentualnie żołnierza oddziału specjalnego (Człowiek demolka, Niezniszczalni), to zagrał on kilkakrotnie postać negatywną (Dorwać Cartera, Zabójcy).

Rzadko jednak zdarzyło się wcześniej, aby mimo bardzo wąskiej aktorskiej specjalizacji, publiczność tak długo i niestrudzenie kochała artystę. To fenomen, który daje przykład i stanowi wyjątek od reguły – czas mało elastycznych aktorów zawsze przeminie. Ja Sylvestra uwielbiam za wszystkie dwie role, mimo okropnej wady wymowy, która skutkuje uroczym twardzielskim bełkotem. I tak mówi wyraźniej niż każdy polski aktor.

0 komentarze:

Prześlij komentarz