Gra (Szwecja 2011) - reż. Ruben Östlund
Dawno, od czasu Haneke i jego Funny Games, żaden film mnie tak nie poruszył. Nie zdenerwował, nie przestraszył, ani nie dał do myślenia. Tego mało, bo na dodatek był idealny pod każdym względem. Styl dokumentalizowany jeżył włosy na głowie a scena po scenie były dokładnie zaplanowane. Wrażenie dotkliwej realności powodowało nieświadome wciskanie się w fotel. Ja nie chcę wierzyć, że żyjemy w rzeczywistości, w której takie sytuacje w ogóle mają prawo bytu. Tak wiele rzeczy jest nie tak w tej historii, że po seansie trudno mi było wydusić z siebie choć słowo.
Dawno, od czasu Haneke i jego Funny Games, żaden film mnie tak nie poruszył. Nie zdenerwował, nie przestraszył, ani nie dał do myślenia. Tego mało, bo na dodatek był idealny pod każdym względem. Styl dokumentalizowany jeżył włosy na głowie a scena po scenie były dokładnie zaplanowane. Wrażenie dotkliwej realności powodowało nieświadome wciskanie się w fotel. Ja nie chcę wierzyć, że żyjemy w rzeczywistości, w której takie sytuacje w ogóle mają prawo bytu. Tak wiele rzeczy jest nie tak w tej historii, że po seansie trudno mi było wydusić z siebie choć słowo.