poniedziałek, 28 lipca 2014

Pierwszego razu się nie zapomina

Murzynka Pani X (1966) - reż. Ousmane Sembène

Z ogromną przyjemnością obejrzałem wszystkie piętnaście odcinków Odysei filmowej. Naszpikowana jest fragmentami filmów, o których mi się nie śniło i pewnie w inny sposób nigdy bym na nie nie trafił. Zapełniłem obustronnie dwie kartki A4 tytułami do obejrzenia i sukcesywnie, z nieukrywaną dumą, odkreślam kolejne niszowe pozycje. Oto jedna z nich.

Mbissine Thérèse Diop

Tytułem wstępu podstawy, które trzeba znać, aby zrozumieć kontekst filmu. Senegal ze stolicą w Dakarze, kraj z którego pochodzi reżyser, leży w zachodniej części Afryki. Niepodległością od francuskiego kolonizatora cieszy się od 1960 roku. Nie dziwi więc, że rodzima kinematografia przed tym okresem praktycznie nie istniała. Murzynka Pani X to pierwszy senegalski film fabularny. Traktuje on o młodej kobiecie pracującej jako opiekunka dzieci u majętnej, francuskiej rodziny. Niestety wykorzystywana jest do prowadzenia domu, a pracodawcy zachowują się jakby robili jej przysługę. Między obiema stronami rośnie napięcie.

Trudno o bardziej dosłowną metaforę ówczesnych stosunków między Senegalem a Francją. Niestety dosłowność jest mankamentem tego dzieła. Trudno jednak oczekiwać aby dzieło inauguracyjne wykazywało się biegłością w operowaniu językiem filmu. Na naszych oczach reżyser uczy się i dojrzewa, więc oglądając je jesteśmy świadkami prawdziwych narodzin kina.

Mamy tu zaskakująco dobrze przeprowadzony montaż linearny, ale o obecnej na ekranie infantylności stale przypomina nam sztywna gra przepięknej Mbissine Thérèse Diop, odtwórczyni tytułowej postaci. Nie szydzę, co złego to nie ja. Uprzedzam tylko lojalnie, że film powstawał w sposób intuicyjny, co widać. 

Od lewej: Mbissine Thérèse Diop i Sophie Leclerc

Murzynka Pani X trwa zaledwie 65 minut. Średni metraż był ostrożnym posunięciem - reżyser rozważnie nie zawyżał sobie poprzeczki już na początku kariery. Ale temat zrealizowany jest w pełni. Bohaterka jest również naszym narratorem, co jednak jest zbędne i dokłada tylko kolejną warstwę dźwiękową do sterty odgłosów otoczenia i muzyki etnicznej.

Obraz jest znakomicie sfotografowany, czego przykładem jest kadr po prawej. Prawdziwą ucztą dla oka, oprócz pierwszoplanowej aktorki, są zdjęcia. Nie są jedynie ilustracją kolejnych sytuacji, ale oddają ich atmosferę, metaforycznie wspierają historię. Bezbłędnie portretują nastroje społeczne, co zawdzięcza się zmysłowi estetycznemu reżysera oraz, co ważniejsze, jego głębokiemu zrozumieniu sytuacji polityczno-społecznej.

Dwu kartkowa lista A4 zupełnie nieznanych mi filmów jest pełna niespodzianek, bo po seansie byłem mimo wszystko w pełni usatysfakcjonowany. Oprócz oczywistej przyjemności oglądania filmu czarno-białego wszedłem w kontakt z obcą kinematografią. Przedstawia ona charakter, którego na próżno szukać zarówno na Starym Kontynencie jak i na zachodzie. Być może to wina za dużej ilości zesztywniałych absolwentów kierunków filmowych i pościgu za dochodem, a może zwyczajne różnice kulturowe? Niezależnie od przyczyny do twórczości tego reżysera z przyjemnością wrócę.

Ibrahima Boy

0 komentarze:

Prześlij komentarz